Fantasy z Morrigan w tle.

Blog o ciekawostkach historycznych, świecie "Królewskich Psów", różnicach kulturowych, rewolucjach w ludzkim umyśle wywołanych zmianami na świecie i innych sprawach wybieranych dlatego, że mnie zaciekawiły.

wtorek, 23 sierpnia 2011

recenzja frustrata

W sztuce recenzowania cudzych historii jest taki gatunek, którego sens polega na robieniu autorowi zarzutów z tego, że nie napisał czegosik specjalnie dla recenzenta, najlepiej z dedykacją. Oto przykład.
Oczywiście ktoś może sobie pomyśleć, że nabijam się z człowieka, któremu nie podoba się moja książka. Byłoby tak, gdybym nabijał się z KAŻDEGO, kto ma mi coś do zarzucenia... bo i tacy autorzy bywają. Ale śledząc tego bloga można łatwo znaleźć linki do kilku recenzji napisanych przez ludzi, którzy nie pieją z zachwytu nad "Królewskimi Psami", a mimo to jakoś się nad nimi nie wytrząsam.
Dlaczego?
Z powodów warsztatowych.
Otóż recenzja to w zasadzie zapis subiektywnej opinii o jakimś tekście. Nie może być inaczej, gdyż tylko Pan Bóg jest obiektywny... a już pomniejsze bóstwa, takie jak Pani Morrigan czy recenzenci, pisarze i inni - nie są obiektywni, bo być nie mogą z natury.
Z tego też powodu, jeśli recenzja ma mieć jakąś wartość użyteczną dla czytelnika, powinna trochę się silić na obiektywizm: zarzuty powinny być jakoś umotywowane, albo wypowiadane ze świadomością, że to kwestia gustu... Podobnie zresztą pochwały. Oczywiście nikt się nie ciska o pochwały bezpodstawne, dlatego skupię się tu na sposobie wyrażania zarzutów.
Jeśli powiem: "autor X nie umie pisać" i nie uzasadnię - to ta opinia będzie warta tyle, ile moje własne dokonania pisarskie, chyba, że jestem profesorem literatury, bo na profesorskim poziomie zawodowym niejedno trzeba wybaczać i warto uwierzyć na słowo. Są jednak sytuacje, kiedy źle wyrażona opinia pozwala domniemywać, że profesurę dany człowiek kupił w promocji zamiast uczciwie zdobyć.
Przykład:
"Gmach piękną stawiony architekturą ale w tym kościele nie ma Boga"
Tak wyrażona opinia Mickiewicza ma wartość większą niż te same słowa w ustach red. Brzęczyszczykiewicza... ale Mickiewicz może tak mówić tylko wtedy, kiedy nie omawia Słowackiego. Bo jak mówi o autorze równym sobie, lub lepszym, to już powinien uzasadnić abo narazi się na zarzut zazdrości czy małostkowości. Dzisiaj nikt nie ma wątpliwości, że przez Wieszcza Adama przemawiała zazdrość a przede wszystkim niezrozumienie specyficznego światopoglądu Wieszcza Juliusza.
Na nieprzemyślanej opinii Mickiewicz sporo stracił w oczach przyszłych pokoleń.
Dowcip polega jednak na tym, że dokonania Mickiewicza w ogóle mają wartość wielką i każdy, kto uzna wielkość poezji "Pana Tadeusza" - wybaczy Mistrzowi Adamowi małość ducha.
Na taki kredyt nie może liczyć każdy, kto bierze się do pisania... i ten, kto ocenia cudze pisarstwo powinien o tym pamiętać, jeżeli nie chce, żeby go wyśmiewano.

Tak, wiem, znęcam się nad młodym recenzentem dowodząc małości mojego ducha. Na usprawiedliwienie swoje powiem, że może dzięki temu jego następne recenzje będą efektem bardziej uważnego czytania...
Mam manię naprawiania świata, która po mnie odziedziczyła Alicja z Łysej Góry, to dlatego zostawiam za sobą szlak trupów.

Inaczej mówiąc: pisanie recenzji to odpowiedzialność i ryzyko. Im lepiej recenzent podbuduje swoje subiektywne przekonania - tym lepiej dla jego prestiżu zawodowego. Recenzent kształtuje opinię czytelnika, który mu zaufa... wypada więc, aby czytał wnikliwie. Czytanie po łebkach, byle łyknąć i naskrobać recenzję przed konkurencją - to w tym fachu grzech. Jak się powtarza - grzech śmiertelny. Niestety powszechny.

Dlaczego o tym wszystkim piszę?
Ano ten recenzencki grzech popełnił autor wymienionej recenzji.
Nazywa fabułę "Morrigan" nędzną i naiwną... nie lubi gadających szczurów... zakończenie uważa za beznadziejne.
No i ładnie. Ale dlaczego tak robi?
Może dlatego, że nie zauważył, że "Morrigan" jest żartem z konwencji rycerskiego questu, podróż bohaterów jest w takim samym stopniu podróżą w poszukiwaniu tajemniczej wiedźmy, jaki i poszukiwaniem lekarstwa na własne problemy? A zakończenie pokazuje właśnie, co jest tym lekarstwem?
Bohaterowie to para dzieciaków, posiadających typową dla nastolatków wiedzę o życiu i rozwagę ale za to nieprzeciętne możliwości militarne. Alicja może dowolnego człowieka wysłać poza horyzont, Hubert w kilkanaście sekund zabija kilku dorosłych mężczyzn w walce wręcz... ale Hubert nie uważa wielokrotnego morderstwa za coś szczególnie złego a urocza Alicja niszczy obcą sobie kobietę bez namysłu - tylko i wyłącznie za nieprzyjemne, lecz zasłużone słowa. Coś jest nie tak z sumieniem tych tak fajnych dzieciaków.
To nie jest zdrowa sytuacja - ale recenzent tego nie zauważył. Widocznie ma akurat taką wiedzę o świecie i zdolność do refleksji, jak Alicja - szesnastolatka sfrustrowana i zrozpaczona z powodów osobistych.

Ale skoro tylko tyle widzi, to po co pisze recenzję, która jako gatunek wymaga nieco głębszego spojrzenia na książkę? Bohaterem literatury młodzieżowej trzeba mu być, a nie jej sędzią.

Szczury.
Ja też nie lubię szczurów, z powodów zrozumiałych dla każdego, kto spotkał dużą ich ilość w śmietniku.
Te dwa okazy wprowadziłem jako żart - tym razem teologiczny. Kto z uwagą przeczyta fragmenty z tymi zwierzakami - powinien bez problemu żart zrozumieć. Recenzent nie zrozumiał. No, ale jakbym ja miał religię w szkole zamiast polskiego, też bym pewnie wielu rzeczy nie rozumiał.

"Imię Ojca" doczekało się czytania równie uważnego, co i "Morrigan" ale nie będę się pastwił nad słabszym.
Za to nijak nie mogę zrozumieć, gdzie w "Róży i mieczu" pojawiły się klimaty słowiańskie... poza imieniem głównej bohaterki, które też jest swoistym żartem, gdyż ta dobra i miła panna szlachtuje ludzi seryjnie z finezją Kuby Rozpruwacza. No i muszę uwierzyć Recenzentowi na słowo, że fantasy jest pełna opowieści o miłości kobiety do kobiety, o tęsknocie i nieumiejętności rozplątania emocjonalnych kłopotów, o konsekwencjach wychowania dziewczyny na zawodowego rębajłę, o przeznaczeniu, które płata figle nawet wtedy, kiedy zostanie dokładnie pokazane we wróżbie.
Niewątpliwie za mało czytam, skoro takie historie Recenzent spotyka na każdym kroku a ja nie.
Może, gdyby zechciał uzasadnić swoją opinię, gdyby rzucił tytułami tekstów, wśród których "Róża i miecz" się nie wyróżnia... może wtedy wziąłbym jego sąd poważnie i zastanowił się, co napiszę w następnej kolejności, bo głosy czytelników są dla mnie bardzo ważne, zwłaszcza, gdy zwracają mi uwagę na coś, czego nie zauważyłem.

Ale nie wydaje mi się, aby ten akurat Recenzent kiedykolwiek uznał moje historie za "teksty z prawdziwego zdarzenia".
Cóż, to nie jest obowiązkowe. W odróżnieniu od podstaw recenzenckiego warsztatu przy pisaniu recenzji – żeby wychodziła recenzja a nie „recka”.

7 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam / ja właśnie kończę czytać "Morrigan" i pragnę pogratulować, bo naprawdę od dawna, z taką przyjemnością, nie czytałem książki polskiego autora fantasy. Pozostaje tylko zadać pytanie kiedy kolejne spotkanie z "Królewskimi psami"?
    pozdrawiam serdecznie
    Krzysztof Klemczak

    OdpowiedzUsuń
  3. Spotkanie z "Psami"... Piszą się kolejne historie. Na pierwszy rzut pójdzie "Magia miłości", gdzie będzie sporo rycerza-poety Enrica di Trescia i odrobinka Roberta Grubego Psa. Potem zapewne "Drewniana Wdowa" - na smutno. Potem... kto wie, która z nich...

    OdpowiedzUsuń
  4. Panie Piotrze,
    Dopiero teraz dotarłem do tego wpisu. Pana sugestie o kartkowaniu chyba są strzałem w dziesiątkę. Niech pan zerknie na najnowszy wpis u tego wszystkowiedzącego. Skoro ktoś pisze na akord, to jak ma czytać uważnie. Proszę robić swoje i nie przejmować się trollami. Może biedak próbował coś naskrobać i nie wyszło. Teraz pozostaje tylko rzucać g...m w tych, którzy to potrafią. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny anonimowy kretyn-bohater, co? :D Gość na pewno nie kartkuje, co widać po recenzjach, bo analizy mu nieźle wychodzą.

      Usuń
    2. Radzę szanownemu Anonimowi czytać uważnie teksty, o których się wypowiada. Gdyby zadał sobie ten trud z pewnością dostrzegłby, że tempo pisania czy wrzucania recenzji na bloga nie ma w tym przypadku negatywnego wpływu na ich jakość. To jedne z najbardziej rzetelnych i wnikliwych recenzji w sieci, a że nie pokrywają się że zdaniem Anonima - no cóż, bywa.

      Usuń
    3. Między napisaniem omawianej wyżej recenzji a komentarzem Anonimowego minęło kilka lat. W międzyczasie spotkałem się z tym recenzentem. Wyglądało na to, że przejął się naszą rozmową :-) i zamierzał popracować nad swoim warsztatem. I dobrze.

      Usuń