Zaangażowałem się w walkę przeciw porozumieniu ACTA.
Głównie dlatego, że ACTA daje narzędzia do wprowadzenia niekontrolowanej niczym cenzury ze strony prywatnych instytucji.
Wychowałem się w świecie, gdzie cenzura była obecna, więc o co mi chodzi?
O to, że cenzura PRL była jasna i zrozumiala. Wiadomo było, czego nie wolno. Wiadomo było też, że jasne zakazy można jasno wypełnić.
ACTA tworzy narzędzia do cenzury, które pozwolą kontrolować internet w interesie korporacji medialnych. Nie będzie zasad - zastąpi je widzimisię nieznanych nikomu anonimowych szefów, oskarżających każdego, kogo zechcą.
Samo takie oskarżenie wystarczy do odcięcia internauty od sieci.
Nie będzie odwołania - zanim sąd rozpatrzy sprawę człowieka, obwinionego o naruszenie praw autorskich, minie kilka lat. W tym czasie tego czlowieka po prostu nie będzie w sieci. Będzie milczał. Zostanie ukarany faktycznym, choć nieformalnym zakazem wypowiedzi bez sądu, bez procesu, bez dowodów. Jeśli mu się to nie spodoba - wolno mu się będzie procesować przez następne lata, ale w każdej chwili może zostać zmuszony do dalszego milczenia. I o to właśnie chodziło przy opracowywaniu ACTA.
Tak widzę ACTA: wbrew pozorom nie chodzi tu o ochronę praw artystów, lecz o danie w prywatnym koncernom możliwości uciszania sprzeciwów, którą zazwyczaj rządy rezerwowały dla siebie a społeczeństwa słusznie uważały za naruszanie praw człowieka.
Wolność człowieka to wolność myślenia.
Kultura rośnie dzięki swobodnemu przepływowi myśli.
Prawo ludzi do własności intelektualnej trzeba chronić... ale nie da się tego robić poprzez narzędzia do zamykania im ust.
brawo,Panie Piotrze!
OdpowiedzUsuńwell said, Piotr!
OdpowiedzUsuńDziękuję
OdpowiedzUsuń