Fantasy z Morrigan w tle.

Blog o ciekawostkach historycznych, świecie "Królewskich Psów", różnicach kulturowych, rewolucjach w ludzkim umyśle wywołanych zmianami na świecie i innych sprawach wybieranych dlatego, że mnie zaciekawiły.

piątek, 29 lipca 2011

Jak Pani Morrigan miesza ludziom w głowach językami - cz.1

Językowe bogactwo to narzędzie, które bardzo skutecznie podnosi koloryt opowiadanej historii, niezależnie od tego, czy to kryminał, fantasy, główny nurt czy sensacja. Każdy autor ma do tego własny stosunek - a rzecz do łatwych nie należy, właściwie jest swoistą pisarską akrobacją, właściwą dla pisarzy aspirujących do wyższej pólki.
Powstały na ten temat liczne tomiszcza, napisane przez ludzi z większą wiedzą niż moja.
Pozwolę sobie na niewielką gawędę na ten temat, bo czuję się wywołany do tablicy kilkoma uwagami na temat "Morrigan" i języka, jakim mówią moi bohaterowie.
Spróbuję zatem wytłumaczyć się z kilku zabiegów... i z braku kilku zabiegów.
A tłumaczył się będę w kilku kawałkach - ten jest pierwszy, ma poniekąd zarysować tło i objaśnić częściowo, o czym będzie mowa w całości.

To oczywiste, że pisząc czy czytając cokolwiek warto dla własnej nauki zwrócić uwagę na brzmienie zdań - nawet w prozie.
Ale ta banalna obserwacja ściśle wiąże się z całą wielką tradycją piśmiennictwa europejskiego... oraz pewnymi zjawiskami, które zniknęły z naszej kultury kilka wieków temu, raczej bezpowrotnie, bez szans na reanimację.



Dawna literatura była czymś przeznaczonym do czytania na głos, zdania musiały brzmieć i to było oczywiste dla wszystkich: słowo pisane trafiało do książki po to, by zostać wypowiedziane na głos bez zniekształceń właściwych ludzkiej pamięci.
Lektura oznaczała raczej udzielanie publicznej nauki poprzez przywołanie tradycji niż samą czynność składania literek.
I warto pamiętać, że w epoce książki przepisywanej przez rozmaitych kopistów (a każdy pracował wielce starannym i eleganckim ale jednak innym i indywidualnym charakterem pisma) czytanie nie było tak proste jak dzisiaj.

Czytanie po cichu uważano za rzecz dosyć niezwykłą do tego stopnia, że kronikarze średniowieczni od czasu do czasu informowali o osobistościach czytających po cichu i dla siebie... co uważano za przejaw skromności i nietypowych potrzeb ducha. Chwalono za to kilka świętych, między innymi księżnę Kingę czy Jadwigę Śląską.



W miarę upowszechniania się czytelnictwa i zwiększania różnorodności książek czytanie stawało się sprawą bardziej prywatną i rozrywkową... ale dla człowieka piszącego - czyli wykształconego - staranna kompozycja brzmienia wykładu z prawa czy fizyki była elementarnym składnikiem tego, że się w ogóle mówi do innych ludzi. Dla naszych współczesnych "mówców" dukających przez telewizor ta postawa jest tyleż niezrozumiała co nieosiągalna, a kiedyś uważano ją za... trywialną. I tu aż się prosi o przypomnienie, że słowo "trywialne" wywodzi się od trivium, czyli pierwszego, podstawowego etapu nauki sztuk umysłowych, wyzwolonych od wysiłku fizycznego i brudu.



Bez wczesnego opanowania trivium nie było mowy o dalszej nauce, tak jak bez chodzenia nie ma mowy o biegu przez płotki.

Trivium to gramatyka (łacińska - pojmowana jako perfekcyjne opanowanie poprawnego języka nauki), logika - czyli perfekcyjne stosowanie zasad spójnego rozumowania oraz retoryka - sztuka tworzenia własnej perfekcyjnej językowo i intelektualnie wypowiedzi.

A aby pokazać tę perfekcję w całej trivialnej krasie zacytuję "Epistolae obscurorum virorum" czyli "Listy Ciemnych Mężów" - twór prawdziwie humanistycznej doskonałości, a kogo rzecz ta ciekawi, ten bez trudu o niej więcej doczyta:

Mistrz Bernard Plumilegus śle wiele pozdrowień mistrzowi Ortwinowi Gracjuszowi.
Nieszczęśliwa jest mysz, w jednym loszku zamknięta.
Tak również, za pozwoleniem, mogę powiedzieć o sobie, szanowny mężu, że byłbym biedny, gdybym miał tylko jednego przyjaciela, a gdyby ów jedyny mnie zdradził, wtedy nie miałbym drugiego, który by się do mnie odnosił po przyjacielsku.
Tak jest tu teraz pewien poeta, który się nazywa Jerzy Sibutus, i jest jednym ze świeckich poetów, i wykłada publicznie poezję, a jest skądinąd dobrym towarzyszem. Lecz, jak wiecie, ci poeci, gdy nie są zarazem teologami jak wy, zawsze chcą innych ganić i lekceważą teologów.
I raz, na pijatyce w jego domu, kiedyśmy pili torgawskie wino i siedzieliśmy aż do godziny trzeciej, a ja się trochę upiłem, bo mi piwo uderzyło do głowy, i był tam jeden taki, z którym nie żyłem w przyjaźni, przepiłem do niego pół kufla, a on to przyjął, ale później nie chciał mi się odwzajemnić. Trzy razy mu się przemawiałem, lecz on mi nie chciał odpowiedzieć, siedział cicho i nic nie mówił. Wtedy sobie pomyślał: "Oto ten tobą gardzi i się pyszni, i bez przerwy chce cię zawstydzać." Byłem poruszony w swoim gniewie, wziąłem kufel i wyrżnąłem go w łeb.
Wówczas ten poeta rozgniewał się na mnie i powiedział że uczyniłem zamieszanie w jego domu i mam się wynosić do diabła z jego domu. Wtedy odpowiedziałem: "Cóż z tego, że jesteście moim nieprzyjacielem? Miałem takich niegodziwych nieprzyjaciół, jak wy jesteście a jednak ich przetrzymałem. Co z tego, jeśli nawet jesteście poetą? Mam także poetów, którzy są mymi przyjaciółmi i są tak dobrzy jak wy. Sram na waszą poezję! Co wy myślicie? Sądzicie, że jestem głupi albo się urodziłem na drzewie jak jabłko?" Wtedy nazwał mnie osłem i powiedział, że nie widziałem nigdy żadnego poety. A ja mu powiedziałem: "Ty sam we własnej osobie jesteś osłem. Widziałem więcej poetów niż ty." I powiedziałem mu o was i o mistrzu naszym z Sotphi, w bursie Kneck, który ułożył znaną Glosę, i o panu Rotgerze, licencjacie teologii w bursie Montis, i zabrałem się do domu i dotychczas jesteśmy nieprzyjaciółmi.
Dlatego bardzo serdecznie was proszę, abyście chcieli mi napisać jakiś utwór, wtedy pokażę go temu poecie oraz drugim, i się pochwalę, że jesteście moim przyjacielem i że jesteście o wiele lepszym poetą od niego. A szczególnie napiszcie mi, co robi Jan Pfefferkorn. Czy dotychczas trwa w nieprzyjaźni z doktorem Reuchlinem i czy go dotąd bronicie, jakoście czynili, i prześlijcie mi jakąś nowinę.
Bądźcie zdrowi w Chrystusie!


I Wy, Kochani a Cierpliwi, Którym chciało się dobrnąć aż tutaj - też bądźcie.
Ciąg dalszy nastąpi tutaj.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Recenzja z Facebooka

Nie mam czasu, żeby skończyć tekscik o gwarach i językach w fantasy, za to wstawiam tu recenzję, która pojawiła się na Facebooku. Wklejam ją - z FB takie rzeczy zaraz znikają a ja jestem taki próżny....

RECENZJA: Morrigan, Piotr Olszówka

W porządnym świecie fantasy nie może zabraknąć... kilku elementów: dzielnego rycerza, pięknej księżniczki, złego maga oraz intrygi, która zadecyduje o losach świata. A może to miał być zły rycerz, dzielna księżniczka i piękny mag...?

Piotr Olszówka, debiutant na scenie fantastycznej, mający do tej pory na swoim koncie kilka komiksów stworzył książkę, która stara się wyłamać ze standardów kanonu fantasy. Idąc za swoim upodobaniem, którym jest, jak sam mówi, denerwowanie ludzi uważających, że w życiu wszystko jest proste, pokazuje, że nawet z pozoru nieskomplikowane i schematyczne opowieści mogą zaciekawić i w jakiś sposób zmienić spojrzenie na typowy obraz rycerzy, magów i innych stworzeń z nimi związanych. Z czterech zawartych w tej antologii opowiadań każde prezentuje innych styl.

Pierwsze jest niewinną parodią, gdzie autor puszcza oczko czytelnikowi, któremu na początku wydaje się, że sięgnął po kolejną z wielu identycznych książek fantasy. Lekka i zabawna historyjka skupia się raczej na pokazaniu bohaterów i kierujących nimi motywów niż na samym przebiegu akcji. Choć i ten nie pozostał zupełnie zignorowany. Ciekawa fabuła, której dopełnieniem są jeszcze ciekawsze postaci oraz obraz świata, którego największą zaletą jest... szczerość, tworzą łącznie bardzo ciekawą całość. Nie zniechęca ona czytelnika niepotrzebnym patosem, zamiast tego urzeka trafnością spostrzeżeń.

Opowiadanie drugie, zatytułowane „Imię ojca” jest zgoła inne. Od początku do końca zachowuje powagę, będąc ciekawym opisem zetknięcia dwóch zupełnie odmiennych sobie kultur. Akcja dzieje się na granicy stepów, tam gdzie kończy się Królestwo i cywilizacja. Kontakty pomiędzy kupcami przybywającymi z rozwiniętych i bogatych miast, a koczowniczymi plemionami przemierzającymi bezkresne stepy i za nic mającymi sobie własność prywatną nie są łatwe. Jednak aby żyć, handel musi się kręcić. Wszystko szło by łatwiej, gdyby nie pościg, jaki urządził Kurgijski Pan Wojny, jeden z najznakomitszych wojowników za swym zbiegłym uczniem. Opowiadanie robi tym lepsze wrażenie, że czytelnik nie spodziewa się tak poważnych i składnych treści zaraz po rozrywkowej, pierwszej historii „Morrigan”.

„Róża i miecz” prezentuje ciekawe spojrzenie na problemy, nad którymi przeciętny czytelnik fantastyki oraz książek historycznych się zwykle nie zastanawia. Często wspomina się o kobietach rycerzach, jednak jak wyglądało ich życie w wybitnie zmaskulinizowanym społeczeństwie? Każdy bohaterski czyn rycerza był uznany jako objaw chwały i męstwa. Ale czy to przystoi być pokonanym przez kobietę...? W ten oto sposób Piotr Olszówka stworzył trzecie oryginalne w wydźwięku opowiadanie, które jak dwa poprzednie pozwala spojrzeć na pojęcie rycerstwa z innego punktu widzenia.

Ostatnia historia „Jeszcze raz Morrigan” stanowi krótką, acz ciekawą klamrę spinającą pozostałe nowelki w jedną zwartą całość. Mimo, że sam pomysł jest dość szablonowy i wcale nie zaskakujący w formie ani przekazie, dziwi jednak sprytnym zwrotem akcji, który – mimo pozornego braku powiązania z pozostałymi częściami – zaskakuje w prosty sposób, scalając całą antologię w zwartą całość.

Trzeba przyznać, że mimo braku wielkiego doświadczenia w pisaniu książek, Piotr Olszówka wykazuje się całkiem dobrym wyczuciem języka. Co prawda nie uchował się drobnych błędów, jednak jak na debiutanta, zaprezentował wyjątkowo wysoki poziom i bynajmniej nie ustępuje nawet najpopularniejszym w Polsce autorom. Co dziwne, zaraz po książce Olszówki przyszło mi przeczytać powieść „Ani słowa prawdy” Jacka Piekary i odczułem nawet pewien spadek poziomu. Piekara potrafi lepiej puentować niektóre zdarzenia i w oszczędniejszy sposób je opisać, jednak porównując obie książki należące do dość podobnego nurtu fantastyki, trzeba przyznać, że starcie debiutanta z weteranem bynajmniej nie wyłoniłoby zdecydowanego zwycięzcy.

Ciekawostkę może stanowić fakt, że autor użył w „Morrigan” języka dość „młodzieżowego”, co w porównaniu ze stylizowanym na dawną mowę językiem podobnych książek stanowi interesujący, acz kontrowersyjny eksperyment. Trzeba jednak przyznać, że zrobił to na tyle umiejętnie, że przez książkę przechodzi się bardzo płynnie i jej styl literacki nie powoduje żadnych „zgrzytów”. Bo czy w średniowieczu młodzież nie mówiła po młodzieżowemu wedle swoich realiów?

Umiejętnie poprowadzona fabuła również stanowi zaletę tej książki. Można by się tutaj zastanowić, czy niektóre sceny nie były zbyt rozciągnięte, inne zaś potraktowane zbyt skrótowo, jednak takich niuansów autor może nauczyć się tylko pisząc kolejne powieści i zyskując doświadczenie. Bo chyba tylko doświadczenia brakuje Olszówce, ponieważ na niedobory talentu i pomysłów narzekać raczej nie może.

Trzeba też przyznać, że wydawnictwo Comm, dla którego „Morrigan” jest debiutem na rynku fantastyki również stanęło na wysokości zadania i książka została wykonana na najwyższym poziomie (znalazłem tylko jedną literówkę, co w obecnych czasach, gdzie u większości wydawnictw korekta i redakcja pozostawiają wiele do życzenia, daje bardzo dobry wynik), a jedynym mankamentem jest nietrafiona okładka. Mimo, że książka może być czytana zarówno przez nastolatków jak i dorosłych, ilustracja na okładce może przeciętnemu fanowi dać do zrozumienia, że jest to książka skierowana dla dwunastolatków, co niestety może zniechęcić starszych do sięgnięcia po tę pozycję.

Podsumowując – „Morrigan” jest bardzo udanym debiutem uzdolnionego twórcy, na którego kolejne książki będę czekał z niecierpliwością, bo jeśli autor już teraz stosuje tak ciekawe rozwiązania fabularne i prezentuje całkiem profesjonalny styl, to jak będą wyglądały jego książki, kiedy nabierze doświadczenia? Poczekamy, zobaczymy.Zobacz więcej
Przez: KiK

piątek, 1 lipca 2011

Niestety - znowu recenzja

Niestety znowu umieszczam informację o recenzji zamiast cosik napisać. Tak się jednak składa, że w ekspresowym tempie kończę komplet ilustracji do książki harcerskiej. To dosyć gorzka książka, opowiada o tym jak władze harcerskie marnowały szanse harcerstwa na własne wydawnictwo.
Zamierzam tu niedługo napisać parę słów o używaniu gwar i róznicowaniu języka w fantasy i nie tylko - taka garstka porad i uwag, mam nadzieję, że przydatnych.