Nie mam czasu, żeby skończyć tekscik o gwarach i językach w fantasy, za to wstawiam tu recenzję, która pojawiła się na Facebooku. Wklejam ją - z FB takie rzeczy zaraz znikają a ja jestem taki próżny....
RECENZJA: Morrigan, Piotr Olszówka
W porządnym świecie fantasy nie może zabraknąć... kilku elementów: dzielnego rycerza, pięknej księżniczki, złego maga oraz intrygi, która zadecyduje o losach świata. A może to miał być zły rycerz, dzielna księżniczka i piękny mag...?
Piotr Olszówka, debiutant na scenie fantastycznej, mający do tej pory na swoim koncie kilka komiksów stworzył książkę, która stara się wyłamać ze standardów kanonu fantasy. Idąc za swoim upodobaniem, którym jest, jak sam mówi, denerwowanie ludzi uważających, że w życiu wszystko jest proste, pokazuje, że nawet z pozoru nieskomplikowane i schematyczne opowieści mogą zaciekawić i w jakiś sposób zmienić spojrzenie na typowy obraz rycerzy, magów i innych stworzeń z nimi związanych. Z czterech zawartych w tej antologii opowiadań każde prezentuje innych styl.
Pierwsze jest niewinną parodią, gdzie autor puszcza oczko czytelnikowi, któremu na początku wydaje się, że sięgnął po kolejną z wielu identycznych książek fantasy. Lekka i zabawna historyjka skupia się raczej na pokazaniu bohaterów i kierujących nimi motywów niż na samym przebiegu akcji. Choć i ten nie pozostał zupełnie zignorowany. Ciekawa fabuła, której dopełnieniem są jeszcze ciekawsze postaci oraz obraz świata, którego największą zaletą jest... szczerość, tworzą łącznie bardzo ciekawą całość. Nie zniechęca ona czytelnika niepotrzebnym patosem, zamiast tego urzeka trafnością spostrzeżeń.
Opowiadanie drugie, zatytułowane „Imię ojca” jest zgoła inne. Od początku do końca zachowuje powagę, będąc ciekawym opisem zetknięcia dwóch zupełnie odmiennych sobie kultur. Akcja dzieje się na granicy stepów, tam gdzie kończy się Królestwo i cywilizacja. Kontakty pomiędzy kupcami przybywającymi z rozwiniętych i bogatych miast, a koczowniczymi plemionami przemierzającymi bezkresne stepy i za nic mającymi sobie własność prywatną nie są łatwe. Jednak aby żyć, handel musi się kręcić. Wszystko szło by łatwiej, gdyby nie pościg, jaki urządził Kurgijski Pan Wojny, jeden z najznakomitszych wojowników za swym zbiegłym uczniem. Opowiadanie robi tym lepsze wrażenie, że czytelnik nie spodziewa się tak poważnych i składnych treści zaraz po rozrywkowej, pierwszej historii „Morrigan”.
„Róża i miecz” prezentuje ciekawe spojrzenie na problemy, nad którymi przeciętny czytelnik fantastyki oraz książek historycznych się zwykle nie zastanawia. Często wspomina się o kobietach rycerzach, jednak jak wyglądało ich życie w wybitnie zmaskulinizowanym społeczeństwie? Każdy bohaterski czyn rycerza był uznany jako objaw chwały i męstwa. Ale czy to przystoi być pokonanym przez kobietę...? W ten oto sposób Piotr Olszówka stworzył trzecie oryginalne w wydźwięku opowiadanie, które jak dwa poprzednie pozwala spojrzeć na pojęcie rycerstwa z innego punktu widzenia.
Ostatnia historia „Jeszcze raz Morrigan” stanowi krótką, acz ciekawą klamrę spinającą pozostałe nowelki w jedną zwartą całość. Mimo, że sam pomysł jest dość szablonowy i wcale nie zaskakujący w formie ani przekazie, dziwi jednak sprytnym zwrotem akcji, który – mimo pozornego braku powiązania z pozostałymi częściami – zaskakuje w prosty sposób, scalając całą antologię w zwartą całość.
Trzeba przyznać, że mimo braku wielkiego doświadczenia w pisaniu książek, Piotr Olszówka wykazuje się całkiem dobrym wyczuciem języka. Co prawda nie uchował się drobnych błędów, jednak jak na debiutanta, zaprezentował wyjątkowo wysoki poziom i bynajmniej nie ustępuje nawet najpopularniejszym w Polsce autorom. Co dziwne, zaraz po książce Olszówki przyszło mi przeczytać powieść „Ani słowa prawdy” Jacka Piekary i odczułem nawet pewien spadek poziomu. Piekara potrafi lepiej puentować niektóre zdarzenia i w oszczędniejszy sposób je opisać, jednak porównując obie książki należące do dość podobnego nurtu fantastyki, trzeba przyznać, że starcie debiutanta z weteranem bynajmniej nie wyłoniłoby zdecydowanego zwycięzcy.
Ciekawostkę może stanowić fakt, że autor użył w „Morrigan” języka dość „młodzieżowego”, co w porównaniu ze stylizowanym na dawną mowę językiem podobnych książek stanowi interesujący, acz kontrowersyjny eksperyment. Trzeba jednak przyznać, że zrobił to na tyle umiejętnie, że przez książkę przechodzi się bardzo płynnie i jej styl literacki nie powoduje żadnych „zgrzytów”. Bo czy w średniowieczu młodzież nie mówiła po młodzieżowemu wedle swoich realiów?
Umiejętnie poprowadzona fabuła również stanowi zaletę tej książki. Można by się tutaj zastanowić, czy niektóre sceny nie były zbyt rozciągnięte, inne zaś potraktowane zbyt skrótowo, jednak takich niuansów autor może nauczyć się tylko pisząc kolejne powieści i zyskując doświadczenie. Bo chyba tylko doświadczenia brakuje Olszówce, ponieważ na niedobory talentu i pomysłów narzekać raczej nie może.
Trzeba też przyznać, że wydawnictwo Comm, dla którego „Morrigan” jest debiutem na rynku fantastyki również stanęło na wysokości zadania i książka została wykonana na najwyższym poziomie (znalazłem tylko jedną literówkę, co w obecnych czasach, gdzie u większości wydawnictw korekta i redakcja pozostawiają wiele do życzenia, daje bardzo dobry wynik), a jedynym mankamentem jest nietrafiona okładka. Mimo, że książka może być czytana zarówno przez nastolatków jak i dorosłych, ilustracja na okładce może przeciętnemu fanowi dać do zrozumienia, że jest to książka skierowana dla dwunastolatków, co niestety może zniechęcić starszych do sięgnięcia po tę pozycję.
Podsumowując – „Morrigan” jest bardzo udanym debiutem uzdolnionego twórcy, na którego kolejne książki będę czekał z niecierpliwością, bo jeśli autor już teraz stosuje tak ciekawe rozwiązania fabularne i prezentuje całkiem profesjonalny styl, to jak będą wyglądały jego książki, kiedy nabierze doświadczenia? Poczekamy, zobaczymy.Zobacz więcej
Przez: KiK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz