Fantasy z Morrigan w tle.

Blog o ciekawostkach historycznych, świecie "Królewskich Psów", różnicach kulturowych, rewolucjach w ludzkim umyśle wywołanych zmianami na świecie i innych sprawach wybieranych dlatego, że mnie zaciekawiły.

wtorek, 18 października 2011

Dlaczego staruchy gryzą recenzentów?

Napisałem książkę, p. Przemysław Mrówka napisał jej recenzję, mnie ta recenzja nie przypadła do smaku z powodu pewnej nierzetelności, więc potraktowałem recenzenta i recenzję ostro. No i doczekałem się odpowiedzi...
Być może powinniśmy zacząć od rozmowy o tej książce a nie od recenzji pisanej pod presją... ale cóż, Alicja z Łysej Góry też zaczęła od rozwalenia domniemanej Morrigan a dopiero potem zaczęła zadawać pytania. Pośpiech jest znakiem naszych czasów, gwałtowna temperatura wszelkiej polemiki również.

Panie Przemysławie! Poczuł się Pan zaatakowany przeze mnie - i to wymaga kilku wyjaśnień.
Odpowiedziałem na Pana recenzję szybko z wielu powodów.

Po pierwsze jestem zainteresowany tym, co się mówi o moich opowieściach. Jako autor, który po wielu latach wydał pierwszy zbiorek z cyklu a teraz intensywnie pracuje nad kolejnymi, jestem w sytuacji dość delikatnej. Czytelnik traci na książce znacznie mniej niż autor. Proszę spojrzeć w ten sposób na zagadnienie a zrozumie Pan moją drażliwość na punkcie rzetelności recenzji.
Nabrałem zwyczaju natychmiastowego zwracania uwagi na jakość pracy recenzenta. Opinie nie muszą być pochlebne, tylko napisane uczciwie. Autorzy i recenzenci mają wspólny interes w tym, żeby czytelnicy mogli im zaufać.
Na szczęście wiele wskazuje, że część moich wrażeń na temat Pana to lekkie nieporozumienie... Tym bardziej wypada tę kwestię wyjaśnić... także i w materii "ubicia na kwaśne jabłko", które to ubicie faktycznie nastąpiło - w sensie werbalnym, czyż nie?

Po drugie: zawsze mocno gardziłem maską "Artysty na Parnasu Skale". Uważam, że ktoś, kto pisze, zgadza się, żeby go oceniano. Z czego wynika, że powinien pisać porządnie i ma prawo do wyważonej oceny. To samo dotyczy recenzenta... Wokół nas pełno jest ludzi narzekających dla przyjemności - krytyk nie uzasadniający swoich opinii łatwo może zostać zaliczony w ich grono.

Pan poczuł się dotknięty niesprawiedliwością z mojej strony... cóż, z pewnym namysłem bardzo złośliwie kpiłem sobie z recenzji (i jej autora), której poświęcił Pan kawałek popołudnia. Pan niedbale, za to źle ocenił kilka miesięcy mojej pracy. Czy w ogóle wyrównałem rachunek? Chyba nie... ale zamierzałem dać Panu do myślenia a nie mścić się czy "wyrównywać rachunki".
Każdy, kto pisze - wystawia na osąd publiczny dość intymne strzępy swojej wyobraźni, a jak bardzo intymne - tylko on sam wie. Z tego względu recenzja wymaga pewnej delikatności, co ja rozumiem tak, że krytyk, któremu się coś nie podoba, powinien postarać się o konstruktywny charakter uwag, czyli uzasadnić: nie podoba mi się bo: ... Wtedy autor dostaje do przełknięcia coś, co nie smakuje przyjemnie, ale pozwala na poprawę. Tak jest sprawiedliwie. Również pochwały wypada uzasadniać, bo nawet jeśli o bezpodstawną pochwałę autor się nie obrazi, to czytelników taka opinia oszuka...

Recenzent, który tego nie robi, daje do zrozumienia, że jest nieomylny w sprawach literatury. On i tylko on. Nie zawsze sam dostrzega, że różnica między „tak jest” a „tak JA uważam” to nie tylko kwestia stylu, ale przede wszystkim postawy wobec problemu: czy się jest SĘDZIĄ czy ŚWIADKIEM.

Czy problem może tkwić w Pana czytaniu a nie w tekście? Zawsze jest takie ryzyko, dlatego dla ogółu czytelników recenzent przyjmujący postawę ŚWIADKA wypada uczciwiej, bo każdy i tak czyta sam dla siebie.
A gdyby Pan był skrytykowanym w ten sposób autorem? Co pomyślałby Pan o nieznanym sobie recenzencie?

Proszę zwrócić uwagę na następującą rzecz: teraz wspomniał Pan, że wiele w tych historiach Panu się podobało a głównego bohatera cyklu Pan polubił - ale Pana recenzja ma wymowę jednoznacznie negatywną.
Czyżby ta recenzja nie oddawała prawdziwych odczuć recenzenta? Jak do tego doszło?
Niestety Pana recenzja nie jest recenzją rzetelnie napisaną. Zbiorę jeszcze raz to, co mam jej do zarzucenia, może tym razem bardziej spójnie i mniej emocjonalnie:

1. Kwestia notki o autorze: nie wiedziałem, że Histmag.org wymaga przedstawienia autora. Skoro jednak wymaga, nie można zbywać tego wymogu byle czym ani pomijać informacji istotnych z powodu własnego wyobrażenia na temat fantasy. To trochę tak, jakby biograf Stalina pomijał ludobójstwo, bo nie pasuje do wizerunku...
I nie chodzi tu wcale o "wielkość moich osiągnięć". To, co mnie napełniło niechęcią, to nie pomijanie mojej biografii, ale jakość spełniania recenzenckiego obowiązku... szczególnie, że leży sobie w sieci na wyciągnięcie ręki garść informacji potrzebnych do załatwienia tego krótko i sumiennie.

2. Nie drażni mnie fakt, że moje fantasy ocenia Pan poprzez inną literaturę tego typu, tylko sposób, w jaki Pan to zrobił.
Co do oceniania fantasy poprzez pryzmat innych gatunków - jak najbardziej wyobrażam to sobie, o ile takie powiązanie istnieje a krytyk je odnajdzie. Wszystko zależy od tego, co wykaże taka analiza.
Dla przykładu: "Jeszcze raz Morrigan" było, między innymi, próbą użycia zasad greckiej tragedii w fantasy: przypadkowa wina, przeznaczenie, współczucie dla przegranych, jedność miejsca i czasu (której dotrzymałem tylko częściowo), bohaterowie wyrastający ponad otoczenie, nierozpoznana przepowiednia, skupienie opowieści w jak najkrótszej formie, społeczeństwo z wyraźnymi regułami, wina jako złamanie praw boskich i ludzkich, okrutna kara. Czy to eksperyment sensowny - oceniają czytelnicy, w tym również Pan.

Wpływy jednego dzieła na inne muszą być rozpoznane sensownie a to niełatwa sprawa... Pan nawet miejsca na to nie miał. Ale zamiast tego wyszukiwał Pan nieistniejące podobieństwa nie odnajdując tych rzeczywistych.
Czy Flip i Flap są wtórni wobec setek innych skontrastowanych bohaterów? Czy "Don Kichot" jest wtórny wobec marnych romansów rycerskich, z których powstał?
Czym tak właściwie jest topika i mit w literaturze?
Rozróżnienie między wtórnością, interpretacją a grą znaczeń bywa mało wyraźne - a Pan zamiast zachować ostrożność, swoje skojarzenia przerobił na zarzut nieoryginalności.
I co z czytelnikami, którzy zaufają Pana opinii? Nie czuje się Pan za to odpowiedzialny?

3. Kwestia inwencji lub braku inwencji... W Pana recenzji padło stwierdzenie "autorowi nie starczyło inwencji", tę samą myśl na różne sposoby odnosi Pan do wielu aspektów książki. Mocne słowa. Czy mimo to mam wierzyć, że mnie Pan nie oskarża o brak inwencji?

Ale zastanówmy się nad problemem inwencji inaczej:
Kiedy pobieżne potraktowanie czegoś wynika z nieudolności a kiedy z hierarchii ważności danego elementu? W Iliadzie każdy artefakt to kilka stron opowieści o szczegółach. W Biblii Bóg przemawia do Abrahama, ale w ogóle nie wiadomo, jak długo, gdzie i kiedy... w efekcie jedna z najważniejszych części Starego Testamentu jest krótsza niż opis tarczy Achillesa.
Która metoda opowiadania jest zawsze lepsza? To już zależy od opowiadanej historii... i gustu.
Pisząc pierwsze cztery opowieści z planowanych kilkudziesięciu zostawiam sobie pewne rzeczy na później, bo szykuję trochę niespodzianek dla czytelników.
Obawiam się, że nie mogę wyjaśniać nieporozumień w tej kwestii bez dłuższej rozmowy na temat tego, co Pan odebrał jako niedopracowane. Różnice między Pana i moją opinią biorą się stąd, że co innego uważamy za najważniejsze w tych historiach. Po prostu kwestia gustu... Nigdy nie ustalimy czy MÓJ czy PANA gust obowiązuje wszystkich czytelników. Na pewno recenzja nie jest dobrym miejscem do ferowania wyroków w tej sprawie - raczej do sygnalizowania, że taka różnica gustów istnieje.
A Pan po prostu wydał wyrok...

4. Kwestia erudycji recenzenta. Daleki jestem od zmuszania ludzi do czytania wszystkiego. Są takie myśli, które stały się dobrem wspólnym i nie zawsze trzeba znać ich autora, żeby na nich skorzystać. Przypuszczam, że i Pan posługuje się wieloma złotymi myślami, niekoniecznie znając ich autora. One krążą.
Naprawdę wcale nie jest ważne, jak dobrze zna Pan fraszki Kochanowskiego. Za złe mam Panu fakt, że recenzując książkę nie wspomniał Pan jej widocznej części. Wyszło troszkę tak, jakby przy powieści poetyckiej pominąć rolę wiersza.
Inni recenzenci przynajmniej odnotowywali istnienie tej zabawy z czytelnikiem, nawet jeśli im się nie podobała.
W Pana recenzji brak wzmianki o wielu ważnych elementach ale często padają słowa "standardowy", "pozbawiony cech indywidualnych", "sztampowy", "autorowi nie starczyło inwencji", "wszystko to już właściwie czytaliśmy przynajmniej raz", "déjà vu", "schematyczne i nudne" - bez uzasadnienia. Gdyby Pan udowodnił tę nieoryginalność - nie mógłbym się opierać.
Naturalnie z każdego tekstu możemy wyciąć to, co jest oryginalne i wtedy zostanie sztampa ale nie jest to uczciwe podejście do czytania i oceny książki.
Są czytelnicy, którzy lubią zabawy z kulturą i tacy, którzy ich unikają. Wtórnych, sztampowych książek o płaskich bohaterach unikają wszyscy.
Ta recenzja mocno zniechęca czytelnika. A przy tym końcowa ocena jest sprzeczna z tym zawartością, całość nie wyważona: po serii miażdżących słów dodaje Pan, że w sumie nie było źle.
Jeśli zawartość tekstu nie pasuje do jego podsumowania to ja nie uważam tego za rzetelne potraktowanie tematu.

5. Czy mam prawo stosować personalne wycieczki do recenzenta? Normalnie - nie. Dlaczego to zrobiłem? Nie uzasadnił Pan swoich zarzutów - nie mogłem podważać argumentów "przeciw". Podstawą ocen był Pana gust i osobista wartość Pana jako krytyka... w tej sytuacji to był jedyny dostępny obiekt dla wyrażenia mojej dezaprobaty. Kiedy są argumenty i osoba - można wybierać, co nam się nie podoba. Kiedy jest tylko osoba - wyboru nie ma.

Ale nie zależało mi na obrażaniu Pana a raczej na określeniu pewnego niepokojącego mnie od dawna zjawiska. Studiując filologię zostałem też nauczycielem, z racji swojej późniejszej pracy miałem sporo do czynienia z metodyką nauczania... stąd znam część przyczyn takiego efektu edukacyjnego. Przy każdej okazji próbuję alarmować w tej sprawie, angażuję się w rozmaite projekty mające wpłynąć na ten stan rzeczy.
W tekstach i zachowaniach "pokolenia reformy edukacyjnej" bardzo często spotykam takie cechy jak:

- doskonale rozwinięta pamięć do szczegółów w parze ze słabą zdolnością do syntezy wniosków i oceną hierarchii ważności

- warsztatowe problemy z trafnym wyrażeniem własnych myśli – często spotykam sytuacje, gdy ktoś tłumaczy, że nie miał na myśli tego, co powiedział.

- przekonanie o posiadaniu wyłącznej racji widoczne w sposobie formułowania wypowiedzi: stosowanie kategorycznych sądów zamiast argumentów

- upodobanie do mocnych efektów w parze z lekceważeniem skutków własnych zachowań (również tych niedelikatnych i nieostrożnych)

- lekceważenie uczuć innych ludzi połączone ze skupieniem na własnych. Przy czytaniu literatury często objawia się to niedostrzeganiem pewnej grupy problemów, związanych z relacjami w rodzinie.

- oczekiwanie bezwarunkowej aprobaty dla siebie połączone z częstym wyrażaniem silnej dezaprobaty dla innych

Sporo z tych cech widać w Pana recenzji w mniejszym lub większym stopniu, dlatego na temat Pana wrażliwości i oczytania postawiłem pewną hipotezę. Opartą na jedynym materiale, jaki miałem: na źle napisanej recenzji i wieku recenzenta oraz własnym doświadczeniu z mniej więcej setką czy dwiema setkami młodych ludzi w tym wieku czytających książki. Wniosek wyszedł, jaki wyszedł... Miałem niewiele danych a sporo złych doświadczeń - tym sposobem został Pan zaszufladkowany.

Czy mogę oceniać Pana etykę na podstawie recenzji? Tylko w granicach odpowiedzialności za jej skutki. A Pana wrażliwość? Tylko w zakresie, jaki ujawnił Pan we własnym tekście.

Padł Pan ofiarą własnej źle napisanej recenzji. Nie czuję się z tym zbyt komfortowo i mam nadzieję, że kiedyś porozmawiamy o literaturze bez stawiania się po przeciwnych stronach barykady. Mogą to być ciekawe dyskusje... bo wiele Pana uwag mnie zaciekawiło, ale dopóki wymienia się ciosy - nie ma zbyt wiele miejsca na wymianę myśli.

Pan poczuł się urażony moją oceną Pana jako recenzenta - ale ta nieszczęsna recenzja zmasakrowała moja książkę, jak się okazuje, częściowo mimo Pana woli...
Obaj popełniliśmy rozmaite błędy. Proponuję na tym stwierdzeniu zakończyć ich wzajemne wyliczanie. I tak mamy co poprawiać na własnym podwórku.

Do, być może, następnej rozmowy, zwłaszcza, że jest trochę kwestii, o których chciałbym z Panem porozmawiać, już poza "polem walki". Może następnym razem po prostu porozmawiamy o literaturze? Różnimy się na tyle, by na rozmowie skorzystać. Przy okazji: to wiodący temat „Morrigan”.

z szacunkiem

Piotr Olszówka

5 komentarzy:

  1. Pozwolę sobie już tutaj odpowiedzieć i jednocześnie z mojej strony zakończyć temat. Mam nadzieje, że zrozumiał Pan moje wzburzenie brakiem logiki, bo ja rozumiem Pana podejście. Moja krytyka dotyczyła tylko formalnej strony, bo akurat nie zgadza się z tak miażdżącą krytyką Pana książki, z jednym wyjątkiem - ostatnie opowiadanie faktycznie powinno być zdecydowanie dłuższe i bardziej rozbudowane.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozumiem Pana doskonale. Cóż, "szarżując" w ten sposób spodziewałem się konsekwencji.

    Jeśli idzie o kwestię długości ostatniej historii - ja martwiłem się, że jest za długa. Początkowo zamierzałem utrzymać całą opowieść w jednym miejscu i w czasie rzeczywistym, ale to nie pasowało do przedstawianych wydarzeń.
    Ale akurat to nic straconego. W planach mam kilka opowieści o kobietach Rhouda-an, Kellecie van Tretnau, którego życie to tylko baby i łomot, historię Alicji i Huberta do końca, kilka historii o królewnie Ivette i ks. Bergu, parę opowieści z życia Raffika i Kurgów... trochę śmiesznych, sporo smutnych, kilka horrorów.
    Pana uwagi na pewno mi pomogą w wielu kwestiach, bo nawet, jeśli już od dawna mam te historie wymyślone to podczas pisania czasami zmieniaja się w coś innego.
    Ale może na ten temat porozmawiamy przy pomocy jakiegoś medium bardziej sprzyjającego dialogowi niż komentarze pod blogiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. ja piszę wiersze, pozdrawiam i zapraszam na stronę

    OdpowiedzUsuń
  4. oczekuje pan, aby ludzie badali pana dziełko jak utwory wieszczów. może, aby wszystko było jasne (dla recenzentów, czytelników i kosmitów), powinien pan napisać analizę swojej książki?

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczekuję, że ludzie, którzy zabierają głos w jakiejś sprawie - obojętnie jakiej - będą starannie wyważać argumenty, zastanawiać się nad sensem własnej wypowiedzi i przestrzegać pewnych standardów w kontaktach międzyludzkich.

    Nie uważam, że każdy powinien wyczytać w każdej książce wszystko - to, ile się potrafi znaleźć w tekście, to osobista sprawa (przyjemność i zysk) każdego czytelnika. Nie zamierzam rozliczać nikogo z jego przyjemności osobistych.

    Uważam też, że do traktowania innego człowieka z góry trzeba udowodnić, że jest się od niego o wiele lepszym.
    Dlatego reaguję ostro za każdym razem, kiedy postawę Wielkiego Mędrca i Krytyka Wszechwiedzącego przyjmuje ktoś, kto nie wykaże podstaw do robienia takich min.
    Niestety w ciagu ostatnich lat upowszechnia się pogląd, że każdemu wolno jeździć po autorach książek jak na przysłowiowej łysej kobyle - im krytykant młodszy, tym ostrzej wyraża swoje sądy. Jest to najczęściej nieuzasadnione i zwyczajnie nieuprzejme.

    Uważam, że mnie wolno powiedzieć, co myślę o takiej postawie.
    A mam zwyczaj swoje opinie wygłaszać otwarcie, podpisując się imieniem i nazwiskiem, ewentualnie łatwym do zidentyfikowania nickiem.

    Każdy ma prawo dyskutować ze mną na ten temat.

    OdpowiedzUsuń